Strona:PL Garborg Górskie powietrze.pdf/151

Ta strona została przepisana.

warzystwie. Wtym serce zadrgało mocniej, zdawało mi się, że słyszę jakieś ciężkie kroki. Może to niedźwiedź? Ach nie! Niedźwiedź nie głupi, gdzież by mu się chciało w taki czas wyprawiać się na nocną hulankę? On sobie siedzi w jaskini swojej, gdzie mu ciepło i sucho. I nagle zdało mi się, jakobym i ja się tam znajdował. On mnie wpuścił i przytuliliśmy się do siebie, grzejąc się wzajem. Toby nam pomogło... bo koniak, który wypiłem, haniebnie mnie oszukał. Pierwszy łyk grzał jako tako. Ale kiedym drugim razem uciekł się do flaszki, nie pomogło nic. Zamroczyło mnie tylko, osłabiło, ale marzłem jeszcze bardziej.
Czy chwilami traciłem przytomność lub tylko myśl mnie porzucała i chroniła się gdzieś wdal, skoro nie było o czym myśleć — nie wiem. Była to noc strasznie długa. Że kilkakrotnie wstawałem, dygocąc z zimna, że zupełnie przestało padać, a niebo było wygwiażdżone — wiedziałem jak przez sen.
Natomiast pamiętam żywo ranek następny: blask dzienny rozlany po sinych górach, doliny odświeżone deszczem;