Strona:PL Garborg Górskie powietrze.pdf/153

Ta strona została przepisana.

łukiem blyszczy się niebieska, czysta rzeka.
Chaty nie widzę, ale według mapy powinnaby się znajdować dalej na północ. A więc przynajmniej wiedziałem, dokąd mam dążyć. Wesoły puściłem się w drogę.
Ale szło mi się pomału... jakgdybym zesztywniał. Niebawem jęło słońce dopiekać, ogarnęła mnie jakaś ociężałość. Wlokłem się senny, napół drzemiąc.
Niedobrze mi tu... taki blask jaskrawy.
Jakieś szepty i szumy słychać ze wszystkich porosłych zboczy. Rzeka szemrze coś tajemniczo, skrycie. Napół stłumione słowa budzą się w szumie, nie mogę ich uchwycić. I ja sam niedobrze się czuję. Idę, jak gdyby nie na własnych nogach, nie mam w nich władzy. A mimo to idę, jakby na komendę. Tłumok na plecach ciśnie mnie i dokucza, jak pęty, od których się nie mogę uwolnić. Pieką mnie ramiona, a jednocześnie jak gdyby się gdzieś zapodziały. Na karku czuję niby ciężką dłoń. Przed oczyma skaczą mi jakieś płatki.
Góry są ożywione. Tu na północy