Strona:PL Garborg Górskie powietrze.pdf/154

Ta strona została przepisana.

wypasują konie... są tu więc i klacze brunatne i czarne wielkie ogiery. Widzę je, jak ruszają gębą i wymachują ogonem. A na samych szczytach i wirchach stoją krąglutkie, tłuste karzełki i pasą swoją trzodkę, wesoło śmigając rękami. Karzełki mają się tu teraz dobrze, skoro chrześcijańscy pasterze opuścili hale i wrócili do domu.
Cóż to znów? brunatne niedźwiedzie, stojące w krąg. Zatrzymuję się, przybieram groźną minę — czy się też ulękną? Patrzę, mierzę oczyma — czekam. Nie mogę jednak nic wymiarkować... wszystko jakieś takie nietrwałe, niestateczne, ucieka, chowa się. Niby stoją na jednym miejscu a przecież się ruszają... To dziwne! Chyba to złudzenie oczu.
Zegarek mi stanął, zapomniałem go nakręcić wczoraj wieczorem. Ale czas szedł. Zimne podmuchy wiatru poczęły smagać od strony północnego wschodu. Ochłodziło się. Tu i owdzie zjawiła się na niebie chmura. Słońce się schowało, wiatr począł się wzmagać, rzeka się pomarszczyła. Czyż znowu będziemy mieli deszcz?