Strona:PL Garborg Górskie powietrze.pdf/19

Ta strona została przepisana.

— Bynajmniej. Był przekonany, że myśmy pogłupieli, utrzymywał, że nie sposób rozmawiać z nami rozsądnie. A zwłaszcza podejrzywał swojego doktora.
— On nie pożyje długo, ten chłop — mówił do nas — on już dziś jest poprostu nie przy zdrowych zmysłach.
— A czy jesteś pewny, że to nie ty tracisz czasem przytomność? — zapytałem.
— Jak mi Bóg miły, i to być może! — odparł.
Wyraziłem zdumienie, jak to wszystko prędko poszło. Dopiero co był tu, między nami, nie więcej jak przed rokiem, taki zdrów, pełen otuchy, jakim go rzadko widywałem. Zdawał mi się nawet zadowolony z życia, zamierzał się ożenić.
— Tak, wtedy było mu dobrze, to był już ostatek. Na ogół źle mu się powodziło w ostatnich czasach. Zdaje mi się, że nikt nie umiałby powiedzieć na pewno z czego się utrzymywał. Pisywał dość, miewał tu i owdzie odczyty, ale cóż mu to przynosiło? W szkole