Strona:PL Garborg Górskie powietrze.pdf/33

Ta strona została przepisana.

gotów. Jego osobiste życie zmarnowało się. Ale co tu mówić? Niema co mówić.
To też nikt nic nie powiedział. W innych okolicznościach byłby się zapewne znalazł ten i ów, któryby miał ochotę odchodzącemu powiedzieć kilka słów pożegnania, podzięki, życzeń na drogę wieczności od tych, którzy go znali, od przyjaciół i kolegów, a może i od kraju, który tak chłodno przyjmował jego miłość. Ale dziś mieliśmy wielkie, polityczne «położenie.» A ku ogólnemu zdumieniu okazało się, że było dopiero kilka minut po pierwszej. Dołożywszy starań, mogliśmy jeszcze być świadkami bodaj koniuszczka parady.
Puściliśmy się pędem.
W ulicy Torwalda Meyera zobaczyliśmy tramwaj, sunący ku nam spokojnie po domowemu... niewiększy od pudełka zapałek. Daliśmy znak — stanął. Nikogo nie było w wozie. Wpadliśmy do środka i wypełnili go.
— A teraz kawalerska jazda! — zwróciliśmy się do konduktora. Uśmiechnął się uprzejmie. Jechaliśmy więc posuwać naprzód «położenie.»