Strona:PL Garborg Górskie powietrze.pdf/47

Ta strona została przepisana.

Przystąpiliśmy do jednego z dwuch szeregów, a mianowicie na prawo; a kiedy już stanąłem pewnie i znalazłem miejsce dla moich rąk i pleców, począłem rozglądać się w tym zgromadzeniu młodzieży, która zerwała ze światem i jego uciechami.
Byli to stateczni, poważni ludzie, przeważnie subjekci lub czeladnicy, trochę studentów. Zachowywali się zupełnie cicho. Stali, mniej lub więcej wygodnie, jeden tuż obok drugiego; wyglądali, jak gdyby skupili się do wspólnej obrony. Niektórzy rozmawiali, ale półgłosem — zauważyłem też czasem u któregoś z nich uśmiech, zwłaszcza wśród tych, którzy stali wpodłuż sali.
Zdawało mi się, że to pachnie zepsuciem, by się ludzie w tym miejscu odważyli śmiać, a więcej jeszcze o zepsuciu światowym mówił długi stół nakryty. Podejrzliwym okiem objąłem zastawę — chyba tu piwa nie będzie! — Nie, rzeczywiście nie było piwa. Tylko mleko. No, temu nic nie można było zarzucić. Zrobiło mi się trochę ckliwo.