Strona:PL Garborg Górskie powietrze.pdf/53

Ta strona została przepisana.

Śpiewali ostatnie wiersze, gdy ksiądz Hermansen wszedł na mównicę i złożył ręce.
Chwilę utopił oczy w suficie. Pociemniało jeszcze bardziej, kilka kropel deszczu spadło cicho, jak gdyby niechętnie na wązkie szybki.
Ksiądz rozpoczął modlitwą, w której prosił, aby nam dane było poznać siebie samych i nasze wielkie grzechy, abyśmy wzywali Pana naszego we wszystkim, cokolwiek przedsiębierzemy, abyśmy każdej chwili, w pracy, a niemniej też i w czasie odpoczynku mogli być pewni i bezpieczni od świata tego i jego pokus — abyśmy nakoniec pod opieką Pana odbyli tę dzisiejszą uroczystość.
Po tych słowach przeszedł do porządku dziennego. Dał przegląd tego, co zdziałano w Towarzystwie, zwłaszcza w ostatnim roku; tu miał sposobność rozwieść się szeroko o pięknych celach Towarzystwa. Mówił akcentem bergeńskim — był to właściwie raczej śpiew, niż mowa.
— Miasto poczyna się rozrastać — rzekł a zło wciska się wszędzie. Grzech czy-