Strona:PL Garborg Górskie powietrze.pdf/57

Ta strona została przepisana.

Zbite dwa szeregi poczęły się rozluźniać i rozstawiać naokoło dużego stołu. Każdy brał kromkę chleba z mieszaniną, nalewał sobie mleka do szklanki i usuwał się, robiąc miejsce innym. Powstał ruch, — w tej chwili najwięcej było tu życia.
Członkiem nie byłem, ale pozwoliłem sobie na chleb i mleko, bo wygłodniałem. I smakowało mi. Mięso było czyściutkie, bez żył, a mleko wprost znakomite.
Uroczysta cisza zaległa powoli i znów otoczyliśmy stół, biorąc po raz drugi. Dumałem nad tym, co to właściwie znaczy: jeść w imię Boże. Ksiądz Hermansen od czasu do czasu zachęcał do chrześcijańskiej zabawy.
Skończywszy jeść, spojrzałem na zegarek. Wielki Boże! jeszcze nie było szóstej. Zrodziła się we mnie szalona myśl: a gdyby też skończyli wszystko za godzinę? najgłówniejsze przynajmniej. Do teatru zaszedłbym w dziesięć, no, gdybym wytężył wszystkie siły, to nawet i w pięć minut. Boże mój, żeby to się chcieli pośpieszyć!