Strona:PL Garborg Górskie powietrze.pdf/63

Ta strona została przepisana.

Szewc uwikłał się w zwroty i argumenty, ale w końcu znalazł ucieczkę w modlitwie, która rzeczywiście była krótka. Gdy znalazły się tylko dwie rzeczy, o które prosił, a i te były już wymienione, a mianowicie: abyśmy doszli do poznania, jak bardzo jesteśmy grzeszni, i aby Pan bronił młodych przed wielkim miastem z jego pokusami i niebezpieczeństwami. Poczym opuścił mównicę i dał znak chórowi, aby zaśpiewał: Jezu, jak słodko przebywać z tobą...
Jakoś to niedobrze brzmiało teraz — przynajmniej mnie się nie podobało. Widocznie śpiewacy byli pomęczeni.
Deszcz ustał. Słońce poczęło przedzierać się przez szyby wązkiemi, długiemi promieniami, które rozproszyły żółtawy półcień. Teraz musi być cudnie na dworze — przemknęło mi przez głowę. Która też godzina? Nie więcej, jak wpół do siódmej. Może przecież skończą?
Ksiądz znów się ukazał i zapytał, czy kto ma jeszcze co do powiedzenia; stałem jak na rozpalonych węglach. Proszę! — zachęcał uprzejmie i słodko. —