Strona:PL Garborg Górskie powietrze.pdf/71

Ta strona została przepisana.

to niegdyś pełen życia, piękny mężczyzna, ale żył podobno nieco «za dobrze» jak to mówią i obecnie pozostał zaledwie cień tego, co było. Twarz miał żółtą i zapadniętą, oczy duże, martwe, patrzyły sennie z pod ciężkich powiek; na około twarzy i na podbródku rosły włosy kępkami gęstemi, siwemi, tu i ówdzie zmieszane z płatami żółtemi i białemi — nie golił się częściej, jak co sobotę.
Zniszczył go tak rodzaj porażenia; chorował obłożnie prawie całą zimę.
Teraz wysłano go na «świeże powietrze», aby przyszedł trochę do sił; przyjechał więc do nas. Stąd pochodził, miał tu znajomych, a przytym w każdym razie dobrze było mieszkać u doktora.
Starałem się być zawsze przy nim; z dawien dawna byłem zakochany w wuju. On zaś także nie miał nic przeciw mnie, o ile mogę sądzić; wyobrażałem sobie, że pomagam mu zabijać czas własnym próżniaczeniem się i plotkami ze stajni i życia chłopięcego. Miałem wtedy lat czternaście czy piętnaście.
Najczęściej siadywał w milczeniu, sluchał tylko, bo trudno mu było mówić.