Strona:PL Garborg Górskie powietrze.pdf/76

Ta strona została przepisana.

zawołał jej o trzy minuty później — byłbym już gotów.
Ostatnie słowa przykro mnie uderzyły, chciałem go pocieszyć.
— Ach, dużoś przecie później używał w życiu!
— Używał... — uśmiechnął się blado. Uśmiech nie mógł jakoś rozjaśnić całej twarzy, lecz był niemal grymasem i wyglądał dziwnie chorobliwie. — Używałem... to nic w porównaniu do «żyłem»... ale tego ty jeszcze nie rozumiesz.
— Biedny wujaszek — pomyślałem. Co to znaczy być chorym!
Napił się wody i zaczerpnął oddechu. Żeby tylko nie było dla niego za wiele tego mówienia! przemknęło mi przez głowę.
— Hm... Drugim razem byłem w twoim wieku. Było to pewnego dnia pod wiosnę. Śnieg leżał jeszcze, ale za dnia tajało potrosze. Rzeki wezbrały i rozsadziły lody. Otrzymałem od ojca pozwolenie zwozić z parobkami siano i słomę z Auroik do domu... Nie mogliśmy już jechać po lodzie, lecz po moście. Wtedy był jeszcze stary most a właściwie żaden