Strona:PL Garborg Górskie powietrze.pdf/77

Ta strona została przepisana.

most, raczej długa kładka bez poręczy lub czegoś podobnego, deski położone na poprzek na podłożu z belek, hm... Ale wysoki był, aby kry nie porwały go na wiosnę. Szerokości miał zaledwie cztery łokcie, tyle tylko, aby można było przejechać.
Ponieważ była odwilż więc był mokry i oślizgły. Sanki zesuwały się tuż na samą krawędź. A pod mostem płynęła duża rzeka, wezbrana białą pianą. Wspieniona, huczała, niosła powyrywane kłody i ogromne kry lodowe. Siedziałem na saniach i ledwie, że ośmieliłem się spojrzeć w dół. Bo zdało mi się, jak gdybym patrzył w czarną, ziejącą śmiercią przepaść.
— Hu! — wstrząsnąłem się nerwowo.
— Hm-hm. Z powrotem parobcy pojechali naprzód. Ja z bułanym zostałem w tyle z furą słomy. Nie miałem odwagi siedzieć na wozie, jadąc przez most, szedłem z boku przy bułanym. Nie bałem się; skoro dobrze poszło w jedną stronę, pójdzie równie dobrze w drugą — myślałem — bułany taki jest mądry, on sobie z pewnością poradzi.