Strona:PL Garborg Górskie powietrze.pdf/98

Ta strona została przepisana.

w sitowiu, czy też w gaiku brzozowym. Od czasu do czasu w dali odzywał się miękki, słaby dźwięk dzwoneczków — zapewne pasących się koni. Znikły gdzieś chmury deszczowe na południu, pozostała tylko bladawa, szaro-niebieska mgła, miękkiemi obłokami otulająca góry.
Na północy jaśniał nizko, w dole, matowy pas bronzu.
— Zorza północna — odezwał się Olaguten.
Stawaliśmy się coraz bardziej małomówni. Taka wielkość i świętość opłynęła wszystko. Jak w baśni! Nie noc to była, lecz dzień gasnący. Dzień czarów, dzień duchów — jakieś światła, jak gdyby widziane we śnie, gdzie nie rozpoznasz czy to słońce, czy też księżyc. Możnaby uwierzyć w tej chwili w owego olbrzyma o siedmiomilowych butach, który obchodzi wszystkie góry i, jak cień, znika daleko, het daleko.
Myśmy tak siedzieli przy kawie, paląc w krótkich fajeczkach drobno pokrajany tytuń liściowy, nagle przeszedł powietrze jakiś dym szczególny. Odczuliśmy go raczej, niż zobaczyli; obaj równocześ-