Strona:PL Garborg Górskie powietrze.pdf/99

Ta strona została przepisana.

nie rozejrzeliśmy się wkoło i w tej samej chwili na ustach naszych zbudził się jeden i ten sam wyraz: tytuń!
Zdaje mi się, że obaj doznaliśmy jak gdyby nagłego ocknienia się w sobie, uczuliśmy zmianę w harmonji nerwów, tchnienie świetlane we krwi. Jak gdyby przebudzeni nagle, zerwaliśmy się na nogi, zagasili ognisko i ruszyli w dalszą drogę.
W chwilę później szedłem, nie mogąc sobie zdać sprawy, czy rzeczywiście nie spałem. Musiałem się zdrzemnąć, jeżeli nie oczami, to resztą ciała — gdyż wszystko, co robiłem, myślałem, widziałem i mówiłem przedtym, wieczorem — zdało mi się tak odległe. Tak już dawno temu! Znajdowałem się w zupełnie nowym otoczeniu. Przypominałem sobie wszystko, jak gdyby przez lekką mgłę sennego majaczenia.
Zwolna podnosił się dzień — nieznacznie. Delikatne, lekkie promyki światła, drżąc zbliżały się ponad majaczącemi górami od strony jaśniejszego, coraz jaśniejszego nieba na północnym wschodzie; wszystko, co pozostało z oparu