Strona:PL Garborg Utracony ojciec.pdf/37

Ta strona została przepisana.

Do kogo mam się modlić?
Przecież wszyscy mają umrzeć —
Starzy i młodzi —
Wielcy i mali,
Wszyscy zagasną
I będą pogrzebani.
Silni ludzie, rzeźcy
Mrzeć będą za jedno — nic.
Ale biedak, co się błąka,
Co umrzeć i żyć nie może,
Ma się błąkać i wałęsać
Aż do ostatniego dnia.
Czyż jest w tym jaka myśl?
Ja jej nie chwytam.
Nie mogę podczas dnia pracować,
Podczas nocy spoczywać,
Myśli me blednieją,
Jak liść, który opada;
Na męczarniach, które się łożem zwą,
Czuwam nocami, rozciągnięty, niespokojny,
A zrana z łoża tortur idzie się
W beczkę z gwoźdźmi, która się dniem nazywa,
Gdzie mnie wśród ostrzy toczą i drą w kawały.
I niema komu się skarżyć,
I niema kogo oskarżać.
Żadnego kata,
Żadnego obrońcy,
Bezład.
Każdy czyni, jak mu się podoba;
Każdy cierpi, jak plecom najciężej. —