o którym mówiono, że ma szalone szczęście do kobiet.
Lecz ona przecież była inna, tak... lecz o niej również mówiono, że ma szalone szczęście do mężczyzn.
W każdym razie — rozmyślał — cóż taką, jak ona, kobietę mogło interesować w tym pięknym przysłowiowym brunecie, w tym donżuanie, w którym było więcej pozy i zarozumiałości, aniżeli prawdziwego artyzmu.
Adam usiłował rozmawiać z pannami, które go obstąpiły, pytając, jak się bawił w mieście.
Umyślnie przytem starał się nie patrzeć na nią, po chwili jednak mimowoli wzrok jego skierował się w stronę rozmawiających.
Jumart zabierał się do odejścia, podała mu z wdziękiem rękę, którą tamten znacząco pocałował.
Właściwie cóż w tem było? i co to mogło obchodzić jego, Adama? Uczuł się jednak podrażnionym, choć nigdy byłby się do tego nie przyznał, nawet przed samym sobą.
Oczywiście — myślał — musiała być jakaś prawda w plotkach, jakie słyszał
Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/018
Ta strona została uwierzytelniona.