— Opowiadała mi panna Helena, że widziała węża, gonił ją... Czemu pan nic nie mówi? Prawda, cóż nas obchodzić może wąż? Pan wprawdzie Adam, ale ja nie jestem Ewą i... nie będę — mówiła, śmiejąc się.
Ocknął się, popatrzył na nią mglisto.
— Nie będzie pani Ewą. Czemu? — spytał bezdźwięcznie. — Pani jest jakby Ewą — dodał i zmieszał się.
— O, nie... Wprawdzie czuję gdzieś w powietrzu Ewę koło pana, lecz to nie ja nią będę. Ewa, wszak to żona Adama, a ja... — ściągnęła brwi niechętnie, małe jej usta drgnęły. — Ja już jestem żona nie Adama — uśmiechnęła się z przymusem.
I to bardzo dobrze — dodała.
— Tak, to bardzo dobrze — przyświadczył bezdźwięcznie.
— O... — zawołała, przedrzeźniając.
— Mąż pani taki miły, tak bardzo przystojny.
— Nie potrzebuje mi pan wyliczać zalet mego męża — wyrzekła cierpko — znam je lepiej, a nawet dziwi mnie, że pan tak bardzo zaprzyjaźnia się z nim — wyrzuciła ostro.
Wpatrzył się w nią ze zdumieniem.
Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/033
Ta strona została uwierzytelniona.