Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/037

Ta strona została uwierzytelniona.

— Lilith — powtórzyła i rozśmiała się. — Pan nie wierzy, jest to moje prawdziwe, najprawdziwsze imię, a może pan nie słyszy?
Złożywszy ręce w trąbkę, przyłożyła je do ust i wykrzyknęła przeciągle z całych sił:
— Lilith!
Górskie echo okrzyk ten powtórzyło kilkakroć i o uszy Adama obiło się złowrogo, a on patrzył w jakiemś zdumieniu na uśmiechniętą jej twarz.
— Nie mogę być Ewą, jestem więc Lilith — wyrzekła i zaraz dodała na pół serjo: proszę się zatem strzedz, a może pan nie zna tej legendy?
Adam istotnie o tej legendzie zapomniał.
— Już bardzo późno, wracajmy.
Jak syrena, skoczyła naprzód, wyprzedziła go i szybko zbiegała w dół.
Potem ujęli się za ręce i razem biegli.
Naraz zatrzymał ją: była wyrwa, mogli połamać nogi, na szczęście zauważył w porę.
Zszedł ostrożnie, a raczej zsunął się, widać teraz było tylko jego jasną odkrytą głowę i ramiona wyciągnione do Lilith.
— Zniosę panią, tylko proszę ostrożnie.