Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/076

Ta strona została uwierzytelniona.

a głos jego przybrał drażniący, namiętny ton wyczekiwania.
Lilith chwilę patrzyła w tę bladą twarz typowo pięknego bruneta, a z ust jej nie schodził ów zagadkowy uśmiech, poczem wzrok przeniosła na odkrytą jasną głowę Adama.
Jego olśniewająco biała twarz o przedziwnie gładkiej skórze, nad wyraz delikatna, oświetlona czerwonym refleksem światła z lampjonów, wydawała się, jak natchniona i z tego rubinowego mroku wyzierała, jak tajemniczy, przeczysty kwiat.
Oczy ich spotkały się i splotły z sobą gorączkowo, spojrzenie tych lazurowych, głębokich źrenic wtargnęło do duszy Lilith, wstrząsając nią, doznała wprost nieoczekiwanego wrażenia. Uśmiech przeobrażał się, przechyliła głowę i, patrząc w Adama, wyrzekła pragnącym głosem:
— Chcę, aby się stało.
I oczy jej zmrużyły się, a potem przymknęły...
Zapanowało milczenie, Adam wstał.
— Zostawiam państwa — wyrzekł — pójdę do domu.
— Jeszcze chwilę — prosiła.
— Nie jestem już potrzebny — po-