— A gdyby... — szepnął i urwał.
Nie dopytywała, skręciła na bok.
— Ostrożnie — ostrzegała — tu jest ławka.
Usiedli daleko od siebie, Adam na samym brzeżku, już nie mógł bardziej się odsunąć, bo ławka kończyła się, dotykali się jedynie rękawami.
Potok za nimi szumiał, szarpał się o kamienie i rozbijał, Adam zapalił papierosa i nerwowo gryzł go w zębach.
— Proszę mi go dać — powiedziała.
Zadziwiony, gdyż Lilith nigdy nie paliła, sięgnął do kieszeni.
— Nie — zaprotestowała kapryśnie — chcę tego samego.
Wyciągnęła rękę i wyjęła z ust Adama papieros, zaciągając się nim mocno. Cały munsztuk był wilgotny i gorący, jakby jego usta.
— Będziemy tak palili, teraz znowu pan, tak na zmianę — mówiła rozśmiana, podając mu papieros.
Adam dostawał kompletnej febry, umysł jego zaciemniał się, wszelkie rozumowania ulatywały, natomiast opanowywała nim szalona, granicząca z obłędem, żądza wyciągnienia rąk i chwycenia niemi
Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/091
Ta strona została uwierzytelniona.