Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.

wadzony tak nagle na drogę fałszu, zgubiłby ją i siebie.
Napawała się więc tylko tą naprężoną chwilą, tą nadzwyczajną chwilą swego zwycięztwa, z jakiego zdawała sobie dokładnie sprawę.
Ten uroczy człowiek, ten czysty, jasnowłosy chłopak nareszcie się obudził!
Wchłaniała to w siebie i upajała się, jak wonią tuberoz, on, Adam, był teraz jak ten biały, najbielszy z kwiatów, przeczysty kwiat, o najlubieżniejszej na świecie woni, — rozpłomienieniem pobudzony przez nią — woniał.
Wstała, podniósł się za nią ciężko, bez słowa, ujęła go nanowo pod rękę i poszli z powrotem wzdłóż białej doliny, która w czerni nocnej majaczyła, jak długie, blade pasmo płowego warkocza.




— Już jutro — wyrzekł Adam przez zaciśnięte zęby.
Lilith spojrzała nań, odrazu zauważyła nadmierne jego rozdrażnienie.
Szli rozmiękłą, błotnistą doliną, w twarze leciał im drobniutki, cięty, jak igły sosen, deszcz. Uporczywe, przykre, czepia-