Adam był blady, a jego głębokie, lazurowe oczy stały się smutne, proszące i zalęknione.
— Żegnam pana — wyrzekła krótko, ostro, wyciągając doń rękę.
On tę rękę ujął w obie dłonie, pochylił swą jasną śliczną głowę, położył gorące, wilgotne usta i trzymał je w długim pocałunku, który wypowiadał utajone słowa, jemu samemu nieznane.
Do Lilith doszedł głos Marjana z dołu, potem słyszała, jak począł wchodzić na schody, stopień po stopniu.
Ruchem nagłym, nieprzewidzianym, prawie brutalnym wyrwała rękę z dłoni Adama, poczem rzuciła się ku drzwiom swego pokoju, szarpnęła je i gwałtownie zatrzasnęła za sobą.
Adam, jak ogłuszony, poszedł do siebie i począł się automatycznie rozbierać do snu.
Nocy tej spał tak mocno, iż nie obudził się o godzinie, w której Lilith wyjechała.