stępuje niewłaściwie, że nie powinnam zapominać męża, dzieci i t. p.
Panie Ada, w życiu niekiedy tak zwany „występek“ bywa wznioślejszy, aniżeli parafjańska cnota. Zresztą gdyby pan mógł wiedzieć, jak się męczę i co we mnie jest... to byłby pan innym... choć ja wiem, że pan będzie innym i pójdzie za mną.
Chodziłam po list — i zawód. Wróciłam późno wieczorem i na biurku swojem znalazłam wiązankę z róż, gwoździków i tuberoz. Cała biała (jak lubimy oboje), opleciona paprocią i spięta, niby klamrą — fijołkami.
Fijołki te teraz patrzą na mnie, jak pańskie oczy, gdy czasem tak bardzo zciemniały i takie były inne, szczególne i spoglądały na mnie dziwnie, dziwnie...
Nie zgadzam się, że pan nie umie pisać, zresztą nie idzie mi o piśmiennicze arcydzieła, ale o szczere słowo.
Pisze pan, iż: „przeszło, jak sen“!...
Oponuję. Jakże bowiem przejść mogło, gdy się jeszcze nie zaczęło?... Zale-