Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

dziś na dworcu, byłem na każdym pociągu.
Wsłuchała się w ten głos, tak bardzo przez nią lubiany, i oczekiwała na wrażenie, które nie przychodziło.
Wsiedli do „fiakra“. Była to mała, elegancka karetka, konie niosły ich szybko wzdłuż oświetlonych ulic, przez szyby wpadał turkot i gwar.
— Jedziemy, jak do ślubu — zauważyła z bladym uśmiechem.
Siedzieli tak blizko, iż się ocierali o siebie, Lilith nie czuła jednak tego prądu, jakiego zazwyczaj w zbliżeniu się z Adamem doświadczała.
Ćmienie rozczarowania wsiąkało w jej duszę. Coś poczynało formalnie otępiać jej umysł, że stawała się jakby automatem swoich powziętych dawniej planów, czuła, że teraz wydarzenia będą już szły same, własnym rozpędem.
Coś takiego nią opanowywało, że przestawała zdawać sobie sprawę z swoich czynów i przestawała się nawet dziwić swej niezrozumiałej apatji.
Dziś była bezwolną i bierną, jak wszystkie inne kobiety.
Dziś Adam mógł ją wziąć, jak rzecz...