Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech pani na mnie spojrzy i coś przemówi — prosił. — Naprawdę nie mogę inaczej — tłómaczył się pokornie — mam zobowiązania.
Ukląkł przy jej nogach i starał się odjąć jej ręce od twarzy — nie dozwoliła.
— Ach, co mam uczynić — wołał zrozpaczony — i to właśnie pani, bo gdyby to była jakaś inna, to mniejsza, ale pani. — Proszę mnie wysłuchać, proszę mi darować! Dawno, jeszcze zanim poznałem panią, przyjąłem zobowiązania.
— Dosyć — przerwała gwałtownie — kocha pan kogoś, skończone, nie mamy o czem mówić, proszę niech pan idzie stąd zaraz. Niech pan idzie.
— Narzeczona moja... — próbował Adam.
— Nie chodzi mi o to, gdy jednak pytałam, czy ma pan narzeczoną, pan zaprzeczył.
— Tak, prawda — odparł zawstydzony ze schyloną głową winowajcy.
— Czemu to pan uczynił? — pytała ostro.
— Nie wiem — mówił zcicha.
— Ja jednak i tak wiedziałam, co mnie to jednak może obchodzić? Proszę