już odemnie iść — wyrzekła niecierpliwie — nie chcę już widzieć pana.
Adam jednak starał się ją przekonać, a siebie wytłómaczyć.
— Dlaczego nie mamy się widywać? — pytał — czemu nie mamy zostać z sobą na zawsze, jak dotąd? Ja dla pani zostanę takim, jakim jestem i nawet jeśli będę gdzie daleko, przyjadę, gdy pani zawezwie.
— Nie, nie, my możemy być tylko kochankami — zawołała Lilith, odwróciła się odeń i już nie przemówiła ani słowa.
Zaklinał i prosił, napróżno.
— Ja tak nie chciałbym zrobić pani żadnej przykrości, najmniejszej, a tu... Nie, przecież w ten sposób nie rozejdziemy się niech mi pani poda rękę, zostańmy w przyjaźni.
— Kochankiem, albo niczem... — powtórzyła.
Twarz Adama stała się blada, smutna, prawie zrozpaczona. Odpędzony bezwzględnie, zatrzymał się jeszcze przy drzwiach, sądząc, że go w ostatniej chwili przecież odwoła, nie mógł uwierzyć, iżby się mieli rozejść, ale się mylił — nie przyzwała go, wyszedł więc. Drzwi zamykał za sobą
Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.