Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

Umilkła, odwracając się oden.
Cisza, przepełniona gorączką szarpiących się nerwów i bijących wzmożnie pulsów otoczyła ich.
Lilith podniosła znowu ku Adamowi oczy, które połyskiwały w nikłym blasku tlącej się świecy nadnaturalnym, skrzącym się płomieniem wabnych pokuszeń i wielemożnych obietnic.
— I... byłoby, jakby pan chciał — dokończyła cichym, przepalonym głosem, i patrzyła weń wciąż... a on w nią.
Adam uczuł, że zaczyna w nim wszystko kołować, że umysł jego, który dotąd zawsze nad zmysłami panował, opuszcza go, a on sam, gnany jakąś niewytłomaczoną siłą, zatacza się i leci w jakowąś otchłań, pełną słodkiej, lubieżnej woni.
Wyciągnął przed się ręce, jakby szukał oparcia, potem wzniósł je do góry, uchwycił za szalejącą głowę i odruchem resztki kołaczącej w nim świadomej analizy wymówił nieprzytomnym, rozbolałym głosem:
— A co potem... co potem?... — powtórzył i utkwił swe prześliczne, głębokie, pełne przerażenia oczy w blednącą twarz Lilith.