Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

świecę, powrócił jednak znów do Lilith, która szeptała:
— Nie chodź!
Słowa te, jak śpiew tak wpadały w jego uszy.
— Muszę — odpowiadał zdyszanym, pragnącym głosem — muszę.
Znów znaleźli się przy kanapie, rzucił ją na nią, sam przykląkł i patrzył na tę upragnioną, która go wwiodła dokądciś...
Miał ją w swej mocy i mógł robić, co chciał, a jednak nie myślał o tem, całował ją tylko utęsknionemi ustami i patrzył, jakby nie wierzył, iż jest to istotnie owa Lilith.
— Nie chodź — powtórzyła.
— Muszę, a tak całowałbym cię całą, całowałbym cię wszędzie, Lilith!
— Więc całuj! — wołała i zanim zdążył pochylić się ku niej, objęła go gwałtownie i całowała po prześlicznych oczach, po twarzy i po ustach, po tych cudnych, czerwonych ustach.
— Kocham cię, Ada, kocham cię — wołała — zostań...
Lecz on zrozumiał nagle, że jeśli nie odejdzie natychmiast, stanie się rzecz nieodwołalna.