Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.

napoił ją, jak bardzo chorą. Lilith głowa przestawała boleć, zaczęła się więc śmiać swywolnie i ilekroć nachylił się, gwałtownie całowała go.
Usiadł na łóżku i począł rzucać na głowę jej kwiaty. Białe płatki narcyzów odbijały żałobnie od ciemnych włosów, przyczem przy najlżejszem poruszeniu spadały i gdzieś ginęły.
— Trzeba szukać — szeptała.
Adam wtedy szukał na obnażonej szyi i ramionach, dalej nie miał odwagi, brał więc inny kwiat i rzucał na nią ponownie.
— Kocham — szeptała mu przy całowanych ustach — kocham...
I wpatrywała się w tę jego prześliczną, delikatną twarz, rozmarzone oczy i w cudne, czerwone usta, które nareszcie pozyskała.
— Może kto nadejść — tłomaczył, lecz nie usuwał się, ale poddawał namiętnym pocałunkom.
Znowu tą niebywałą nieśmiałością przypominał uroczego pazia z bajki.
Wyszukał biały kaftanik i nałożył na nią, chcąc się odgrodzić, chociaż tym lekkim batystem, oszytym przejrzystemi koronkami, od jej nagich ramion.