umiarkowania, ożywiła się i, wbrew zwyczajowi, poczęła dużo mówić. Wznoszono dla niej toasty, wtedy podniosła swą wydłużoną szklankę z szampanem i zawołała:
— Niech żyje kult ciała! Odrzućmy od siebie pruderję i wznieśmy toast na cześć rozkoszy... Zrozumiejmy głęboką poezję i wielkość chwili, odrzucajmy codzienne, liche namiętności, ale nie pogardzajmy tem, co jest w nas samych prawdziwem i wzniosłem, nie okłamujmy się fałszywą cnotą, idźmy za naturą, nie niszczmy w sobie wszechpotężnego, życiodajnego instynktu!...
Adam porwał się z miejsca i rozszerzonemi oczyma patrzył w nią z przerażeniem, zbladł jeszcze bardziej, pragnął, aby zamilkła, aby się opamiętała i nie wiedział, jak na nią wpłynąć.
Nie patrzyła nań wcale, oczy jej, zazwyczaj połyskliwe, teraz były tak świecące, iż nie było w nich nic, prócz szklących promieni, które siały wokół jakiś kuszący czar rzeczy zakazanych, a ciągnących ku sobie odwieczną mocą prawdy.
Rozdrgane usta Adama pomimo wiedzy wymówiły wyraz, który w nim wciąż tkwił, staczając bezużyteczne walki.
Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.