Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

kiem tego rodzaju owoców w tej właśnie chwili.
— Dziwny apetyt przyszedł mi — odrzekł jedząc, podał Lilith, prosząc, aby choć skosztowała, zanurzyła więc swe dygoczące zęby i ugryzła kawałek.
— Jak w raju... — szepnęła i zwarła powiekami oczy mocno, z całej siły.
Adam zdmuchnął świecę, w pokoju jednak było jasno, wpadało tu przez okno światło od latarni podwórzowej.
Lilith słyszała kolejny szelest zrucanego ubrania, był on prędki, coraz prędszy, aż przeszedł w niecierpliwe szarpanie.
Leżała bez ruchu, wszystkie myśli zatamowały się w niej, nadzieja urzeczywistniająca się ścisnęła jej piersi i stłoczyła w nie bezmiar zawikłanych, nieujawnionych skojarzeń przejmującej ciało żądzy.
Zbliżył się, siadł przy niej i pochylił do rozwartych, wyczekujących ust.
Zapach czerwonych jabłek, woń narcyzów, słodki, lubieżny zapach perfum, połączone z dymem tytoniowym, przyszły ku ich złączonym głowom i otoczyły, jak tumanem.
Wszechpotężny poryw pożądających się ponad wszystko istot niweczył wszel-