Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

ze swojem zmartwieniem i mieć będziesz dosyć czasu na rozmyślania, gdy mnie nie będzie, teraz śmiej się ze mną!
Ubrała się w swą czarną przejrzystą suknię, w której tak mu się podobała, poczem poszli na obiad i znowu przez cały dzień nie rozstawali się z sobą.
Była już jedenasta wieczorem, gdy ją odprowadził do bramy i chciał pożegnać.
— Chodź na górę — prosiła.
— Ale tylko na chwilę — zastrzegł.
Uśmiechnęła się, przytakując mu głową.
— Wszak to ostatni nasz wieczór — powiedziała, gdy już się znaleźli w pokoju — jutro o tej porze będę już odjeżdżała, czy ci nie żal? — pytała.
— Żal — wyrzekł cicho, patrząc na nią smutno.
Zaczęła go całować po swojemu, gwałtownie, gorączkowo, do nieprzytomności.
— Już pójdę, puść — szeptał — jestem tak bardzo zmęczony.
— Zostań — prosiła.
— Nie, nie — protestował słabnącym głosem.
Domniemane przestępstwo tkwiło w nim tak mocno, że tym razem postano-