Na dworcu czekali już znajomi, ci, co odprowadzali, i ci, z którymi odjeżdżała.
Było już późno, natychmiast musiała wsiąść do wagonu.
Obstąpiono ją, żegnając, na końcu Adam stanął na stopniu, otworzył drzwi, ujął ją za rękę i pocałował długim, ostatnim pocałunkiem.
Spojrzeli sobie w oczy, nie mogąc ich odwrócić w inną stronę.
Podówczas z umyślną obojętnością Lilith odezwała się, aby coś powiedzieć:
— Podobno wybiera się pan do Warszawy?
— Tak — potwierdził — mam nadzieję zobaczyć panią wkrótce.
Te konwencjonalne, głupie, przymusowe zdania, tak bardzo odbiegały od tego, czem były przepełnione ich istoty i tak przeczyły wyrazowi ich twarzy, że brzmiały wprost niedorzecznie.
Adam nie odzywał się do nikogo, usta mu drżały, przyciskał więc je zębami i zbladły patrzył na Lilith swemi, rozbudzonemi przez nią, a dotąd tak przeczystemi oczami... nie było już w nich tego cichego lazuru, zmącone pragnieniem, umordowane wyrzutami i cierpiące przy tem
Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.