Wy, ludzie, sami sobie utworzyliście z całego życia więzienie... wszędzie poustawialiście rogatki i powznosiliście wielkie mury... a w nich powykuwaliście tak ciężkie bramy, że nie macie sił, aby je otworzyć, a nie ważycie się wywalić, więc przemykacie się jedynie wązkiemi, skrytemi furtkami i zdaje się wam, iżcie czegoś dokonali, o faryzeusze!
— Biedny ten doktór — ozwał się towarzysz Lilith.
Spojrzała nań mętnie, niewyraźnie, jak z długiego snu, jej zazwyczaj połyskliwe, mieniące oczy stały się matowe, jak martwe.
— Czy on się pani naprawdę podoba, ten śliczny chłopiec? — zadał znowu pytanie — pocóż go jednak męczyć, on nazbyt niedoświadczony.
Mówiącym był jej dobry dawno znajomy, poważny człowiek, uwagi jego jednak rozdrażniły ją, chciała odpowiedzieć mu ostro, aby odrazu przeciąć, i... milczała, zupełnie krztusiła się, coś, jak przerażliwie suche, mocne, kościste palce ścisnęło ją oburącz za gardło, że nie była w możności wypowiedzieć ani słowa.
Przemożną Lilith ogarnęła niemoc nad niemoce, z nią chęć, iście kobieca, chęć
Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.