kwiaty rozsypały się po kolanach i poczęły z szelestem rzeczy martwych osuwać się wzdłuż jej sukni i padać do nóg na zapylony, wydeptany tysiącem plugawych stóp ludzkich dywan wagonowy.
Nie zważała na to, uwaga jej skupiła się na owej złotej nitce, oto dostrzegła, że lśniące, złociste włókna były tylko z wierzchu — spód zaś z żółtej, ordynarnej bawełny.
Na małe różowe usta wybiegł uśmiech gorzki, widocznie i ta złotolita nić, którą rozsnuwała wokół Adama, musiała nie być szczerozłota, tylko na wzór tej — bawełniana.
Gorycz uśmiechu przeobrażała się w pobłażliwość, Lilith patrzyła teraz w dal przez okno wagonu na puste pola i biały szron na łąkach.
Kwiaty wciąż się zsuwały, wstrząsane ruchem pociągu, pozostał tylko na kolanach jeden duży, puszysty gwoździk, wyjątkowo świeży, ujęła go i poniosła do ust. Płatki kwiatu do złudzenia naśladowały miękkość gładkiej skóry Adama, zaś kolor bladego różu przypominał barwę jego delikatnej twarzy.
Lilith wstała szybko i obróciła się do
Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/208
Ta strona została uwierzytelniona.