Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

W momencie jednak wzajemnego złączenia dłoni, przyszło do Lilith powrotne uczucie przewinienia.
Niespodziewanie dla niej samej, pochyliła się i złożyła na ręce Adama pokorny, żebraczy pocałunek.
— Ach, proszę — zawołał gniewnie i wyrwał rękę niecierpliwie.
Zapanowało głuche milczenie, Lilith, zraniona do głębi, patrzyła teraz na niego z podrażnieniem.
Wszystkie złe, obelżywe słowa, jakie słyszała o nim, przyjechawszy tu, jak szarańcza przypadły, roztoczyły się w umyśle i kołowały z zjadliwem, utrapionem brzęczeniem.
Opowiadano: że nigdzie nie wyjeżdżał, a tylko, że się schował przed Marjanem i jeździł po mieście zakrytymi „fiakrami“ dotąd, dopóki się nie dowiedział, iż tamten odjechał z powrotem.
— Ach, jeśli to prawda, jeśli to prawda!
Patrzyła w pomizerniałą, bardzo zmienioną twarz Adama zmrużonemi impertynencko oczami, a w spojrzeniu tem mieściły się wszelakie fatalne przypuszczenia wraz z oskarżeniami.