Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/242

Ta strona została uwierzytelniona.

jedwabnych podszewek sukni Lilith i obijał się o wysokie mury szorstko i niemal tak wyzywajęco i okrutnie, jak jej śmiech.
Gdy już dochodzili do przedsionka, przystanęła.
— Co sobie pomyśli dyżurujący woźny, tyle godzin kobieta u... pana — wyrzekła.
— Tak, to prawda — nigdy jeszcze nie było u mnie kobiety — odparł.
— Ach, nieposzlakowanej cnoty młodzieńcze, cóż teraz będzie? — pytała.
Weszła o dwa schody wyżej i przysunąwszy się do Adama, szepnęła mu w samo ucho z całą bezwzględną szczerością pożądającej kobiety:
— Nawet ten woźny nie pomyśli... że jego pan był aż do tego stopnia głupi!
I natychmiast zbiegła szybko na dół.
Na zakręcie ulicy zatrzymali się, tak wypadło, iż właśnie mieli nad głowami starą rozgałęzioną akację, która poczynała rozkwitać.
Mimowoli oboje wchłonęli w siebie jej słodką miłosną woń i stali, nie mogąc się rozejść.
— Maj! — szepnęła Lilith — wszystko pachnie i kocha, a my... pół dnia siedzie-