Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.

Resztką kołaczącej świadomości, która odeń odchodziła, czuł, że nie może się poddać, nie powinien, inaczej bowiem zginie, bo nie będzie to pocałunek ostatni. Owa nić, którą zerwał, swemi wrzącemi włóknami opasze go na nowo i już nie zdolen będzie jej rozmotać, wwikła się bez nadziei, bez ratunku, bez powrotu i uczyni nową podłość, nową zbrodnię.
Rozumiał to, rozumiał doskonale, a raczej odczuwał.
Oboje pełni niepokoju i drżenia, patrzyli na siebie, jak urzeczeni samymi sobą.
Miał ją tuż, trzymała go za ręce, przez negliżowy biały kaftanik, obwiedziony przędzą cienkich koronek, rysowała się krągłość ramion i owalność rąk, które tylekroć opasywały mu szyję; przez cienką tkaninę batystu widział również wypukłość piersi, które całował, które pieścił, któremi władał i w które mógł się zanurzyć... Miał przed sobą usta, w które mógł wtonąć i pić na nowo tę trującą, zabójczą lubieżność.
Czuł, że słabnie, wszak, na miłość boską, była to ta sama kobieta, ta sama zdobywcza Lilith, która przywodziła go do utraty rozumu, która go przeobraziła, roz-