budzając w nim uśpiony, zdeptany, tylekroć poniżony przez niego instynkt pożądania, instynkt, którego w swem mniemaniu się wyzbył, nie chcąc dać mu w sobie prawa bytowania, tak go przecież ujarzmił, iż sądził, że go się całkiem wyzbył.
I było mu z tem dobrze, szedł spokojny, czysty, wyszlachetniony i czuł się silnym, raptem ona...
Ona jedna mieściła w sobie cały niszczący żywioł i opanowała go, była dlań ciągle tą samą, nie straciła nic z swej mocy ponęt. Byłby jej się oddał tak samo każdej chwili, jak wówczas.
Rozkosz z nią przeżyta przyszła doń i nanizywała płomień gorączkowy, ogień żądzy, który druzgotał wszelkie jego prawdy i postanowienia.
Wszystko miał w pamięci, co się z nią łączyło, najdrobniejsza rzecz ożyła i drżała w nim, jakby to nie minęło pół roku, lecz jakby się stało kilka dni temu, a nawet, jakby to było wczoraj... jakby nie minęła od dnia tego więcej, niż godzina.
Wszystkie cuda miłosnych upojeń oplatały go i ciągnęły do tych małych ust, wzywających.
Kobieta ta była dlań wciąż iskrzącą
Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/247
Ta strona została uwierzytelniona.