z wazonu i patrzyła przykro na to coś, co tu stygło.
Stało się ciężko, czuć było zbrodnię, jaka się dokonywała, ostatnie rzuty duszy targały się tu w agonji przebrzmiałych uniesień.
Szkarłatne róże na rajskich krzakach konały w męczarniach, bezpłodne, stargane, bezmyślną, oślepłą manją fałszywych grzechów.
Rozpoczynało się panowanie Ewy, która wwiodła Adama w trud, w znój przynależności — bity gościniec odwiecznych kłamstw, uważanych za prawdy, w świat czczych pozorów, w świątynię lichych bałwanów, uznanych za bogi.
Lilith odjęła ręce od oczu i spojrzała w smutną twarz Adama z wielkim żalem. Najwyraźniej widziała, jak około jego białych rąk, z pomiędzy smukłych palców wysnuwa się cała sieć cicho brzęczących więzów i splata mocno niewzruszony łańcuch.
Teraz już wiedziała, że szkoda wysiłków... człowiek ten urodził się na... niewolnika.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |