Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/255

Ta strona została uwierzytelniona.

Otworzyła drzwi, które zaskrzypiały, jak cmętarne bramy.
Następny pokój był ciemny i wyglądał, jak otwarty grób.
Adam nie poruszał się z miejsca, patrzył zmatowiałemi oczami, które przypominały teraz dogasające błękitne ognie.
Lilith zaśmiała się resztką dźwięków, które przypadły ku niemu przyczajone i złowieszcze.
— Czemuż się mnie pan boi, cóż mogę panu zrobić? — wyrzekła — wszak widzimy się po raz ostatni, skoro ja to mówię bezwarunkowo ostatni — dodała mocno, stanowczo, bezwzględnie.
— Wiem — szepnął Adam smutno — wiem — powtórzył.
— Chciałam — mówiła — aby się pan ze mną pożegnał, jak przyjaciel, a pan?
Adam zbliżył się, ujął obydwoma dłońmi jej ostygłą rękę. Oczy jego patrzyły na nią błagalnie, jakby upraszając o wyrozumienie i przebaczenie.
— To też ja — rzekł umęczonym głosem — pożegnam się z panią, jak z bardzo drogim przyjacielem.
Nie spuszczając przeczystych źrenic z twarzy Lilith, niósł jej rękę do swych