Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/256

Ta strona została uwierzytelniona.

soczystych, ślicznych, młodych ust i pochylał swą bajeczną, jasną, nieprawdopodobnie cudną głowę coraz niżej.
Raptem Lilith szarpnęła się i wyrwała rękę z jego rozgorączkowanych dłoni.
— Nie, nie, nie chcę, tak, nie chcę — zawołała.
I patrzyła nań nieprzyjaźnie, wrogo.
W tej chwili weszła Woltowa, rozpytując, co się stało.
Lilith wzruszyła ramionami niechętnie, zaraz jednak uśmiechnęła się swym zwykłym uśmiechem, odpowiadając żartobliwie:
— Właśnie, że się nic nie stało, kochana pani.
Adam przyciął usta i patrzył na nią w pognębionem milczeniu, nie umiał nawiązać rozmowy z Woltową, ona zaraz też wyszła.
Lilith poczęła się ubierać.
— Proszę mi zapiąć bluzkę — powiedziała najnaturalniej w świecie.
Bluzka była lekka, przejrzysta, jak przędza, zapinała się ztyłu i miała mnóstwo drobniutkich guzików, zabrało też to dużo czasu.
Adam mimowoli musiał się dotykać swymi drżącymi palcami miodowego ciała