obejrzawszy się, odeszła na zawsze... z jego własnej winy...
Szedł z trudnością, z opuszczoną w dół głową. Ulica, na której mieszkał, wydała mu się obcą, poprostu straszną.
Uczuwał żal nie względem siebię, lecz względem Lilith, ją uważając za przyczynę swych cierpień, wtrącenie go w to piekło niepokojów, pożądań i rozterek.
Łudził się, iż po rozstaniu się z nią będzie na nowo tym, czym był niegdyś, powróci do zrównoważonego życia pracy i ciszy, nadewszystko zgody z samym sobą.
Nagle doleciał go jeszcze jej głośny śmiech i owinął się mu wokoło dążącej do spokoju duszy, jak drętwiejące palce wiecznej zgryzoty wspomnień.
Gram komedję cynizmu! Czy pan istotnie w nią uwierzył? bo że inni, ale pan...
Tak, bawię się i kąpię w kadzidłach pół-prawd i pół-miłości, lecz mi wszędzie smutno i nudno, byłabym rada na jakiem akacjowem rozkwitłem drzewie, gdyby rosło pod pańskiem oknem, powiesić się.