dziwiąc się, że dla mnie jest tak obcy, bo wszak tylokrotnie oczy pańskie patrzyły na tę zieloną przestrzeń i na te wysokie kwitnące drzewa, a oczy twoje były mi tak blizkie i patrzyły na mnie wbrew rozsądkowi, przepojone pragnieniem.
Więc patrząc na obcy, nieznany mi widok, pytałam: co pan na to, gdybym to nasze „misteryum“ odsłoniła ludziom i rzuciła pomiędzy ich wilcze palce, przed ich żerowe oczy?
I tłomaczyłam, że mimo to zostanie między nami wiele rzeczy nieujawnionych, a przedewszystkiem samo misteryum, ponieważ ty jeden tylko wiesz, co słowo to zawiera dla nas, więc właściwe, prawdziwe misteryum i tak zostanie pomiędzy nami.
I oto pan się zgodził, proszę zapamiętać, że pan się zgodził.
Wtedy odwróciłam się szybko od okna i spojrzeliśmy sobie prosto w oczy.
— Warunek, aby była prawda — wyrzekłeś i spojrzenie twoje gdzieś pobiegło w dal, oderwało się odemnie.
Ot, może właśnie prawda doń przyszła, bo ja byłam prawdą.
Prawda jest jednak różną — jak różne są chwile.
Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/264
Ta strona została uwierzytelniona.