prędce urządzono w nowym budynku na moje przyjęcie. Te dwie, nie pasujące zupełnie do siebie części zamku połączone były z sobą licznemi korytarzami, skrytemi drzwiami, w których nigdy nie mogłam się zorjentować. Pan de Tourelle zaprowadził mnie do pokoi przygotowanych dla mnie i oddał je uroczyście w moje posiadanie, przepraszając, iż z powodu pośpiechu nie mógł ich tak urządzić jak byłby sobie życzył; obiecywał wszelako, że w przeciągu kilku tygodni nie będzie w nich brakowało nic, o czemby najbardziej wymagająca właścicielka mogła zamarzyć. Wieczorem, a było to w jesieni, kiedy spostrzegłam własne oblicze, odbijające się w lustrach obszernego salonu, którego spora liczba świec nie była w stanie należycie poświetlić, taki mnie lęk opanował, że przytuliwszy się do męża, prosiłam go, żeby mnie zabrał do pokoi, jakie zajmował przed ślubem; choć starał się pokryć to śmiechem, spostrzegłam że był rozgniewany i oparł się stanowczo memu życzeniu. Musiałam tedy zostać w owym wielkim salonie, w którym zdawało mi się, że otoczona jestem duchami odbijającemi się w zwierciadłach. Miałam oprócz tego buduarek trochę mniej ponury, i sypialnię ze staremi wypłowiałemi meblami. Tam też najchętniej siadywałam, zamykając starannie wszystkie drzwi, prócz tych, któremi przychodził ze swoich pokoi, położonych w starej części zamku pan de Tourelle. Widziałam, że go to drażniło i że zawsze starał się wyciągnąć mnie do salonu, którego coraz bardziej nie lubiłam, gdyż był oddzielony od reszty budynku długim korytarzem, na który otwierały się wszystkie drzwi moich pokoi. Korytarz ten zamykały ciężkie podwoje, przykryte
Strona:PL Gaskell - Szara dama.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.