obdarzył. Sam pokój mniejszy był od mojego i na nim kończyła się przybudówka; dalsze pokoje znajdowały się w starym zamku. Okna i drzwi z głębokiemi wnękami z powodu nadzwyczajnej grubości murów były jeszcze osłonięte ciężkiemi firankami i portjerami, tak że najmniejszy szmer nie mógł dochodzić z jednego pokoju do drugiego. Wchodząc do korytarza, przysłoniłyśmy prawie zupełnie świecę, z obawy żeby kto z czuwającej jeszcze może służby nie dojrzał światła w części zamku, do której tylko wchodził pan domu. Obawa moja była tem uzasadniona, iż miałam przekonanie, że cała służba prócz jednej Amandy, stale szpiegowała każde moje poruszenie. Paliło się światło na piętrze. Amanda spostrzegłszy ją, chciała, żebyśmy się cofnęły, ale ja, taka zwykle bojaźliwa, tym razem nie uległam; chęć otrzymania wiadomości o ojcu tak mnie opanowała, że nie dałam się powstrzymać; tem bardziej, że nie widziałam w tem nic złego, że wchodzę do pokoju własnego męża po list mojego ojca. Miałam też za złe Amandzie jej, jak nazwałam, tchórzostwo, a ona biedactwo miała poważne powody do obawy, gdyż zmiarkowała, w jakiem potwornem znajdujemy się środowisku, o czem ja nie miałam pojęcia. Poszłyśmy tedy naprzód, drzwi od gabinetu były zamknięte, lecz klucz tkwił w zamku; przekręciłam go i weszłyśmy do pokoju; białe koperty listów rozłożonych na stole uderzyły moje oczy. Biegłam skwapliwie, ażeby pomiędzy niemi odszukać ukochane pismo, gdy wtem jakiś przeciąg zagasił świecę i pozostałyśmy w ciemności. Amanda radziła, żeby zebrać listy poomacku, wrócić z niemi do mego salonu i, zatrzymawszy list do mnie zaadresowany, odnieść resztę na miejsce; ja jednak
Strona:PL Gaskell - Szara dama.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.