lazłszy się w ogólnej izbie, pełnej ludzi i niezbyt przyjemnych zapachów, cofnęła się i poprosiła, ażeby jej dano prywatny apartament. Mówiła po francusku nieco niemieckim akcentem. Po jej odejściu dowiedziałyśmy się z dosłyszanych rozmów, kpinkowatych uwag i docinków, iż pani ta starała się jadąc, może z nieśmiałości, a jak sądzono z dumy, unikać swoich współtowarzyszy, czem ich na siebie oburzyła. Amanda zrobiła pocichu uwagę, że włosy tej pani były zupełnie tej barwy co moje, które obciąwszy spaliła w owym młynie, podczas jednej ze swoich wycieczek po drabinie do kuchni.
Zaledwieśmy zjadły, wysunęłyśmy się pocichu z sali, zostawiając tam hałaśliwe towarzystwo przy kolacji. Przeszłyśmy przez podwórko i pożyczywszy latarki od stajennego, wdrapałyśmy się ze stajni po drabinie, innego bowiem wejścia nie było, do naszej izdebki. Byłyśmy bardzo znużone, to też zasnęłyśmy natychmiast. Obudził mnie hałas w stajni... po chwili zbudziłam Amandę, kładąc jej rękę na ustach, ażeby nie krzyknęła. Tam na dole rozmawiał mój mąż ze stajennym, dając mu rozkazy, tyczące jego wierzchowca. Poznałyśmy doskonale głos jego i nie śmiałyśmy nawet głośniej oddychać. Po pięciu minutach opuścił stajnię, i podsunąwszy się pocichu pod okienko, ujrzałyśmy, jak przeszedł podwórko i wszedł do oberży. Zaczęłyśmy się naradzać co uczynić, obawiałyśmy się opuścić naszą izdebkę, żeby nie zwrócić uwagi, a chciałyśmy uciekać. Tymczasem stajenny wyszedł, zamykając na klucz stajnię.
— Musimy próbować wydostać się przez okno... a może lepiej byłoby nie ruszać się wcale — zauważyła Amanda.
Strona:PL Gaskell - Szara dama.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.