Strona:PL Gautier - Romans mumji.pdf/139

Ta strona została przepisana.

⇔cichutko, gdy była pewna, że młodzieniec jej nie usłyszy, powtarzała, jak monotonną kantylenę: „Poeri, kocham cię“.
Był to czas żniw i Poeri wyszedł, żeby skontrolować robotników. Tahoser, która nie mogła się odeń oderwać, jak nie może oderwać się cień od ciała, szła za nim nieśmiało, obawiając się, żeby jej nie nakazał zostać w domu, ale młodzieniec rzekł do niej głosem, w którym nie było cienia gniewu:
— Widok spokojnych robót na roli przynosi ulgę smutkowi i jeżeli jakie bolesne wspomnienie minionego szczęścia gnębi twoją duszę, rozproszy się wobec tej wesołej pracy. Są to niewątpliwie rzeczy dla ciebie nowe: albowiem naskórek twój, na którym słońce nigdy nie składało pocałunków, delikatne nogi, wytworne ręce, umiejętność, z jaką układasz chustę z pospolitego materjału, która ci służy za odzież, wykazują mi tak wyraźnie, że o tem wątpić nie mogę, iż mieszkałaś zawsze w mieście, na łonie wygód i zbytku. Pójdź zatem i usiądź, kręcąc wrzeciono, w cieniu tego drzewa, gdzie żniwiarze zawiesili sobie naczynie z napojem.
Tahoser, posłuszna, zasiadła w cieniu, skrzyżowała ręce na kolanach i oparła na nich podbródek.
Od muru ogrodowego równina ciągnęła się do pierwszych urwisk łańcucha libijskiego, niby żółty ocean, w którym najlżejszy powiew żłobił złote fale. Blask słońca był taki jaskrawy, że złocisty ton zboża bielał miejscami i przybierał srebrzyste odcienie. Na podłożu żyznego mułu nilowego wyrosły kłosy jędrne, sztywne i wysokie, jak pociski; nigdy bogatsze żni-