Strona:PL Gautier - Romans mumji.pdf/141

Ta strona została przepisana.

który smagał ich boki, zwalniały znacznie kroku. Dla zachęty poganiacz, który ich nie opuszczał, zaintonował wesoły rytm starej piosenki do wołów: „Pracujcie dla siebie samych; o woły, pracujcie dla siebie samych; miarka dla was, miarka dla waszych panów!“
I podniecony zaprząg ruszał żywiej naprzód i znikał w obłoku jasnego kurzu, w którym migotały złote iskierki.
Skoro woły ukończyły swoją robotę, przyszli niewolnicy, uzbrojeni w łopaty drewniane, któremi oczyszczali zboże ze słomy, kopyści i plewy, poczem składali je w worki, które pisarz spisywał, i zanosili do stodół, dokąd prowadziły drabiny.
Tahoser, w cieniu swego drzewa, z przyjemnością przypatrywała się temu obrazowi, pełnemu życia i dostojności, a często ręka jej zapominała skręcać nić. Dzień mijał, słońce, które wzeszło za Tebami, przekroczyło Nil i skierowało się ku łańcuchowi libijskiemu, za który tarcza promienna zachodzi każdego wieczora. O tej godzinie zwierzęta wracały z pola do obór i Tahoser obecna była wraz Poerim wielkiemu korowodowi pasterskiemu.
Najpierw ukazało olbrzymie stado wołów — jedne białe, inne rudawe; te czarne w jasne łaty, tamte srokate, niektóre w ciemne pręgi; słowem wszelkiej maści i wszelkich odcieni; przechodziły, podnosząc lśniące pyski, z których wypływały włókna śliny, otwierając szeroko wielkie, łagodne ślepie. Niecierpliwsze, węsząc oborę, stawały dęba i przez chwilę wznosiły się nad rogatym tłumem, powolniejsze,