pod jej krokami, lekkiemi, jak chód widma, ani jeden pies nie zdradził najlżejszem szczeknięciem jej obecności; obeszła lepiankę dokoła przyciskając dłonią serce, powtrzymując oddech, i dostrzegła jaśniejącą na ciemnem tle glinianej ściany szparę taką dużą, że można było zajrzeć swobodnie do wnętrza.
Niewielka lampka oświetlała pokój mniej ubogi, niż można było się spodziewać, sądząc z pozoru lepianki. Na postumentach drewnianych, malowanych różnemi kolorami, stały wazy złote i srebrne; klejnoty iskrzyły się w nawpół otwartych skrzyniach. Półmiski ze lśniącego metalu błyszczały na ścianie, a na środku małego stolika jaśniała wiązanka rzadkich kwiatów w wazonie z gliny emaljowanej.
Ale nie szczegóły urządzenia pokoju zajęły Tahoser, jakkolwiek kontrast tego ukrytego zbytku z zewnętrzną nędzą mieszkania zadziwił ją zrazu. Inny przedmiot przyciągnął nieprzeparcie jej uwagę.
Na wzniesieniu, obitem matami, siedziała kobieta rasy nieznanej i przecudnej urody. Żadna córa Egiptu nie dorównywała jej białością — była biała, jak mleko, jak lilja, biała, jak owca po umyciu, brwi jej, zarysowane lukiem hebanowym, łączyły się u osady cienkiego nosa orlego, o nozdrzach różowawych, jak wnętrze muszli. Oczy miała jak synogarlica — żywe i rozmarzone zarazem; usta jej były niby dwie smugi purpurowe, które w rozchyleniu połyskiwały blaskiem pereł; włosy w zwojach czarnych i lśniących, spadały z obu stron na policzki, jak dwa dojrzałe winogrona; kolczyki drżały w uszach a naszyjniki z płytek złotych, inkrustowanych srebrem, iskrzyły
Strona:PL Gautier - Romans mumji.pdf/150
Ta strona została przepisana.